W słownikach i leksykonach hodowca jest definiowany jako ktoś kto zajmuje się hodowlą. Tak lakoniczna treść hasła daje duże pole do interpretacji. Wystarczy posłuchać dyskusji hodowców psów lub choćby poczytać, co piszą na forach internetowych, by się zorientować, jak wiele emocji budzi ich działalność. Spróbujmy zatem przyjrzeć się bliżej rozmaitym kategoriom ludzi parających się hodowlą psów, uwzględniając ich podejście do tego zajęcia.

 

Stare wygi i nowicjusze

Taki podział jest moim zdaniem jak najbardziej naturalny Nowicjuszom wszystko wydaje się proste. Ot wystarczy suczkę po kryć pieskiem i będą szczeniaczki, bez wątpienia najpiękniejsze na świecie. Początkujący hodowcy po odchowaniu dwóch, trzech miotów czują się ekspertami od danej rasy. Są poniekąd usprawiedliwieni, bo zdobyli już jakąś wiedzę, a brakuje im jeszcze dystansu do tego, co robią. Na dodatek sprzyja im fart, bo nowicjuszom zazwyczaj wszystko idzie jak po maśle â?? suki się zaszczeniają, porody przebiegają bez komplikacji, szczenięta odchowują się bez problemów, Nic zatem dziwnego, że ich pewność siebie rośnie z każdym miotem.

Stare wygi świetnie wiedzą, że łatwo wpaść w pułapkę kosztownego i wymagającego hobby A zastawia ją Matka Natura, którą wyobrażam sobie jako dobrotliwie uśmiechniętą babuleńkę w płaszczu o bardzo szerokich rękawach, z pobłażliwym uśmieszkiem przypatrującą się wysiłkom nowicjuszy. Starowinka czeka, aż nowicjusze okrzepną, utkwią w tej pułapce na dobre, i wtedy powiada :,,Jesteś pewny, że wszystko wiesz? No to mam dla ciebie niespodziankęâ??... Pogrzebie w tych swoich szerokich rękawach i zastawi przeszkodę, spiętrzy trudności. Nagle zaczyna ją pojawiać się komplikacje tam gdzie wszystko szło jak z płatka. Stare wygi drżą przed Matką Naturą, wystrzegając się nawet myśli, że już wszystko wiedzą i nic ich nie zaskoczy, bo zawsze może się zdarzyć coś nieprzewidzianego, z czym nie tylko hodowca, ale i lekarze weterynarii nie po trafią sobie poradzić. Lata pracy hodowlanej dają coraz większe doświadczenie. ale i uczą pokory pokazując, że często tak niewiele zależy od nas.

Artyści
Stanowią wąską grupę hodowców którzy całe życie poświęcili jednej rasie. Każdy miot jest dla nich jak akt tworzenia. Na szczenięta decydują się rzadko, każde krycie jest przemyślane, a zwierzęta do puszczane do hodowli poddane bez względnej ocenie zarówno eksterieru, jak i charakteru. Psy, które wychodzą spod ich ręki, są jak doskonałe dzieła sztuki. Dla artystów niedościgły wzór stanowi na przykład norweska hodowla Jest prowadzona przez Kan i Espena Engh, gdzie w ten sposób hodowane są od lat greyhoundy (zobacz PP 1/2010). Co prawda złośliwi mówią, że łatwo hodować artystycznie tak mało chodliwą rasę, bo unika się komercjalizacji. Ale dla artystów względy rynkowe i tak się nie liczą.

Rzemieślnicy
Ci nie kierują się artystycznymi mrzonkami, ale dokładają wszelkich starań, by ich psy były towarem najwyższej jakości. Dbają o swoją dobrą markę i nie wstydzą się mówić o pieniądzach. Tak naprawdę do postępu hodowlanego przyczyniają się właśnie rzemieślnicy, bo artyści zbyt rzadko decydują się w swych hodowlach na mioty, by odcisnąć piętno na rozwoju danej rasy. Zresztą rzemieślnicy chętnie korzystają z osiągnięć artystów, nabywając ich dzieła sztuki, by coraz bardziej podnosić jakość swoich wyrobów.

Hurtownicy
Tej grupie hodowców brakuje artystycznej wrażliwości, ale i rzemieślniczego honoru. To raczej zwolennicy materializmu dialektycznego, którzy wierzą, że ilość przechodzi w jakość, a gdy nie przechodzi, nie ma problemu, bo i tak trzymają rasy chodliwe. Nie zawracają sobie głowy sukcesami wystawowymi psów, których używają do hodowli. Wysilają się jedynie na zapewnienie im minimum hodowlanego (3 oceny bardzo dobre dla suki), a szczeniętom wyrabiają rodowody tylko po to, by uzyskać za nie wyższą cenę. Ambitniejsi próbują czasami kupić psa z niezłym po chodzeniem do dalszej hodowli, mniej ambitni pozyskują najtaniej jak się da czworo noga z rodowodem dowodzącym przynależności do danej rasy. Często tylko ten dokument o tym zaświadcza, bo wygląd nie koniecznie.
Hurtownicy wiedzą, że ich działalność nie cieszy się poparciem kynologicznego środowiska, więc co lepsze psy zdobywają podstępem, albo udając kogoś zupełnie innego, albo przez podstawione osoby. Choć nie zawsze zadają sobie aż tyle trudu. Nie dawno miałam taką rozmowę telefoniczną:

Potrzebuję suczki tak - czy nie ? - dopytuję. E, nie - słyszę w telefonie - chcę taką na rozmnażanie. Tłumaczenie, że na mnóż nie sprzedaję, nie zostało przyjęte ze zrozumieniem.

Ze skrajnym przypadkiem hurtowniczki spotkałam się kiedyś przy okazji wycieczki busem na wystawę psów Pani chwaliła się: Mam tych małych, różnych, bo dobrze schodzą, ale mam bez papierka, bo i tak się sprzedają. Te duże to już mam z papierkiem, bo cena lepsza. Jeszcze bym kupiła parę tych, no tych... labradorów i tych drugich... bo teraz modne, ale najlepiej dorosłe już suki, to prędzej będzie.

U hurtowników suki zaczynają bowiem rodzić tuż po uzyskaniu uprawnień hodowlanych. Weteranów się u nich nie widuje; wyeksploatowane psy są sprzedawane do innych hodowli, póki jeszcze mają jakąś wartość rozrodczą, albo umierają na tajemnicze choroby.

Hurtownicy bez żalu zmieniają asortyment hodowanych psów - koniec mody na daną rasę oznacza definitywny koniec zainteresowania nią.

Hurtownicy hodują po to, żeby jak najszybciej sprzedać. Nie zależy im na tytułach swoich podopiecznych ani na ich zdrowiu. Hurtownika tylko mały krok dzieli od pseudohodowcy.

Profesjonaliści
Ci też mają duże hodowle, ale u nich są to dokładnie przemyślane inwestycje. Najpierw teren i porządne kennele z dużymi wybiegami i personel do pomocy â?? dopiero potem psy. I oczywiście pomysł na utrzymanie całego interesu, bo to hobby dość kosztowne. Profesjonalne hodowle bardzo dbają o reputację. Wiedzą, że nie wszyscy nabywcy akceptują taki kojcowy styl trzymania psów, więc robią, co mogą, by na odbierane od nich szczenięta nie było żadnych skarg â?? że chore czy źle zsocjalizowane. Potwierdzeniem ich profesjonalizmu są tytuły, toteż ci hodowcy sporo wy stawiają, starając się przygotować fachowo swoje psy, i osiągają sukcesy na ringach.
Na zachodzie Europy moda na duże profesjonalne hodowle zdecydowanie przemija, ale w obu Amerykach są one wciąż bardzo popularne. W Polsce jest ich kilka.

Profesjonaliści dbają o swój wizerunek. Nawet jeśli w ich kennelach przebywa kilkadziesiąt zwierząt, starają się, by byty czystej zadbane. Często organizują im zajęcia, by się nie nudziły. Kupują też najświeższe nowinki techniczne dla siebie i swoich podopiecznych.

Chałupnicy
Całkiem spora grupa ludzi, którzy od lat zajmują się hodowlą. Jedni poświęcają się wybranej rasie; inni coraz to przerzucają się na inną. Niby chcą dobrze, niby się sta rają, ale im nie wychodzi. Nie ma znaczenia, czy zaczynali od dobrych zwierząt, czy od słabych, itak do niczego nie doszli. Od wielkiego święta udaje im się wypracować tytuł championa, ale większość przez lata nie wyszła poza ocenę bardzo dobrą na wy stawach. O takich hodowcach niezrównani w zgryźliwym humorze Anglicy mawiają:

-Jak to nie znasz Browna? On już trzydzieści lat hoduje. Dochował się nawet jednego championa Australii.

Pechowcy
Zwyczajnie nie mają szczęścia. Nie żeby się nie starali. Przeciwnie, mają ogromną wiedzę o ukochanej rasie, rodowody kolejnych pokoleń hodowanych przez nich psów są wręcz idealnie skonstruowane, tylko ich psy jakieś takie nieładne. A przynajmniej nie tak ładne, jakby to wynikało ze starannie zaplanowanych kryć. Znam ta kich pechowców którzy zaczynali od bardzo dobrych psów, a potem z pokolenia na pokolenie było już tylko gorzej.

Dzieci Midasa
Wszystko w życiu zamieniają w złoto i są przekonani, że wszystko mają najwspanialsze. A przede wszystkim siebie uważają za doskonałych. Nic więc dziwnego, że kiedy zajmują się hodowlą, nie mają wątpliwości, że ich psy też są najdoskonalsze na świecie, bez względu na to, czy ich wizja przy staje do rzeczywistości. Uszczypliwi Anglicy mawiają o takich ludziach: - "0, to świetny hodowca. Urodziło mu się siedmioro szczeniąt, siedmioro najlepszych w miocieâ??. Z takim podejściem pozbawionym samokrytyki trudno się dochować dobrych psów bo bez umiejętnej oceny własnych dokonań niemożliwy jest jakikolwiek postęp hodowlany.

PR-owcy
To ulepszona wersja dzieci Midasa. Oni doskonale wiedzą, że reklama jest dźwignią handlu, więc by zaistnieć w kynologicznej społeczności, głośno krzyczą o swych jakichkolwiek osiągnięciach. Wy grana na maleńkiej, regionalnej wystawie urasta na ich stronie internetowej do rozmiaru wszechkontynentalnego sukcesu. Od dzieci Midasa różni ich to, że zdają sobie sprawę z wartości własnych piesków. A także z tego, że tytuł Championa Mołdawii bądź Czarnogóry zdobyty na jednej wystawie, na której w dodatku nie było żadnej konkurencji, nie jest równoważny z Championatem zrobionym na kilku wy stawach i po wyrównanej walce z innymi psami. Ale co tam! W pomanipulować faktami, tu dodać, tam naciągnąć, i za chwilę już nikt nie będzie pamiętał, jak naprawdę było. Jest champion? Jest! I tylko to się liczy.

Taki PR bardzo pomaga w handlowaniu szczeniaczkami, bo zawsze znajdą się naiwni, którzy się złapią na lep rzekomych sukcesów Lecz czasem walka o klienta bywa zacięta i wtedy trzeba sięgnąć po inną metodę. Polega ona na szkalowaniu konkurencji. Retoryka jest mniej więcej taka:

Inni hodowcy są nieuczciwi i mają chore, agresywne itp. psy. My oferujemy szczenięta zdrowe i piękne, które nie mają szans na wystawach tylko dlatego, że tam ci wraz z sędziami tworzą klikęâ??. W krajach zachodnich, gdzie rozprawy o naruszenie dóbr osobistych odbywają się niemal natychmiast (nie tak jak w Polsce), za taki czarny PR wymierza się wysoką grzywnę, dlatego tam jest on znacznie bardziej finezyjny.

Naukowcy
Zawodowo lub hobbystycznie parają się genetyką i zgodnie z jej prawami hodują psy. Są ekspertami w swojej ulubionej dziedzinie nauki, jak również na wyrywki znają przodków najwybitniejszych przedstawicieli danej rasy do dziesiątego pokolenia wstecz. Niektórzy z nich rzeczywiście hodują niezłe psy, ale reszta w ostatecznym rozrachunku okazuje się pechowcami. Wiele lat temu je den z najbardziej szanowanych sędziów na pewnej wystawie przypatrywał się w zadumie ringowi, po którym biegały akurat psy ówczesnych genetycznych sław Warszawy i wzdychał: Niech nas ręka boska broni przed naukową hodowlą psów.

Genealodzy
Pokrewni naukowcom. W nocy o północy wyrwani z głębokiego snu potrafią wyrecytować z pamięci rodowody czołowych psów danej rasy. Niestety upierają się inbreedować w hodowli na jakiegoś wybitne go przodka, obecnego w tychże rodowodach jakieś dziesięć pokoleń wstecz, i ignorują fakt, że wybrane do hodowli zwierzęta tak naprawdę mogą nie mieć na wet śladu jego genów Ci wybitni teoretycy nie zawsze sprawdzają się w praktyce.

Amatorzy
Polska hodowla przez lata opierała się na amatorach. Mieli oni jedną, czasem dwie suczki, które bywały kryte raz, dwa razy w życiu psem z najbliższego sąsiedztwa. Amatorzy często nie mieli o hodowli pojęcia, pokornie prosząc o wybór reproduktora kierownika sekcji. Ale byli i zapaleńcy, którzy nie bacząc na ograniczenia minione go ustroju, dokładali wszelkich starań, by sprowadzać psy z zagranicy, dokonywać ambitnych kryć i hodować jak najlepiej. Czasem udało im się na czas załatwić paszport i wizę i pojechać na wymarzone krycie w innym kraju. Niektórzy umawiali się z zagranicznymi hodowcami na granicy i krycie dokonywało się na pasie ziemi niczyjej. Amatorzy w swych działaniach kierują się często emocjami, więc decyzja o kryciu tym, a nie innym psem podyktowana bywa względami towarzyskimi. Cóż, przy takim podejściu trudno oczekiwać spektakularnych wyników wystawowych.

Designerzy
Psy designerskie robią furorę w USA. Ich hodowcy nie należą do żadnej organizacji kynologicznej, więc nie są skrępowani żadnymi regulaminami i zakazami. Według własnej fantazji mieszają różne rasy, reklamując szczenięta jako zdrowe, ekologiczne i hipoalergiczne mieszańce (np. labrado -odle). Ich wygląd jest bardzo wyszukany, można odnieść wrażenie, że im dziwaczniejszy, tym lepszy Designerzy pojawili się też w Rosji, ale tam starają się działać w ramach organizacji kynologicznych. Należy zauważyć, że właśnie w wyniku takiej designerskiej działalności przed laty powstało wiele ras, które dziś cieszą się wielką popularnością na całym świecie, np. doberman czy czarny terier rosyjski.

Prawda o hodowli
Hodowanie psów to sztuka. Niesłychanie trudna, poparta wiedzą i doświadczeniem, które przychodzą z czasem, stopniowo, przez lata. Z drugiej strony, im więcej wiemy, tym jest trudniej. Oprócz doświadczenia niezbędne jest jeszcze coś, czego nie nabędzie się z czasem, nie kupi za żadne pieniądze. Można to na zwać fartem, intuicją, szczęściem. Obdarzeni tym przymiotem rzadko mylą się w doborze reproduktora, bezbłędnie wybierają najlepsze szczenię w miocie, choć czasami nie potrafią wyjaśnić motywów swojej decyzji.

Gdyby hodowanie psów było takie łatwe, jak się wydaje nowicjuszom, to skąd by się brały rzesze zwierząt ledwie przypominających swym wyglądem wzorzec? Wszyscy prezentowaliby piękne psy, a sędziowie, których zadaniem jest ocenianie efektów pracy hodowcy podczas wystaw mieliby nie lada kłopot z wyborem konkurenta najpiękniejszego z najpiękniejszych

 Autor: Anna Redlicka

 "Przyjaciel Pies" Nr 3 marzec 2010